Mój
kolega i nie mój kolega, ale mój kolega tak mnie wkurzył, ze nie
wytrzymałem i rzadko mi to się zdarza, ale mu nawtykałem parę
słów. Zapytacie się pewno o co poszło. Więc tak mój kolega jest
bardzo wierzącym katolikiem. Ja natomiast jestem na rozdrożu i co
do wiary to milczę zachowując ja w sercu. Pewnego razu przyszedł
do mnie taki wychudzony, taki mizerny na licach i taki chory, że
zapytałem się jak ty żyjesz w tym świecie i na tym świecie. On
popatrzył na mnie i jak nie kichnął tak szybko mnie przepraszał
mówiąc mi., że często choruje na grypę i ma różne powikłania
somatyczne. Więc tak patrze na niego i się pytam jaka ty masz
zasadę w życiu, a On mówi no wiesz jestem katolikiem, wierze w
naszego Pana Jezusa Chrystusa i tak naprawdę to mi do życia dużo
nie potrzeba. Jednym słowem żyję skromnie, ale z błogosławieństwem
bożym. Patrzę na tego mizerotę i mówię rany boskie coś ty ze
sobą zrobił przecież wiara nie polega na tym abyś był bojaźliwy
i trząsł się gdy zjesz powiedzmy cztery plasterki szynki bez
chleba. Nie mówiąc o tym, że nie pije ani grama alkoholu i nawet
nie wie co to są używki. Myślę mój kolega czy nie mój, ale mój
więc trzeba go ratować i dzwonię nie po karetka, ale do znajomego
mnicha franciszkanina i mówię grzecznie, że chcę zamówić celę
na jeden miesiąc dla mojego kolegi, lecz nie mój kolega, ale mój
kolega, żeby zrozumiał co znaczy dbać o Ducha i Swoje ciało, by
kwitło jak u młodzieńca który wszystko zawdzięcza swoim
opiekunom, którzy się troszczą o niego jak o siebie. Dlatego gdy
myślisz, a może ci się wydaje, że żyjesz jak święty polecam
przynajmniej jeden miesiąc pobytu w klasztorze i jak mawia poeta;
Duch mój wielki
Lecz ciało wątle
Tak chciałbym wznieś
się do Nieba,
Lecz nie mam sił
Oddając na żer ma
świątynię
Która podtrzymywała
mnie przy życiu.
Autor
jacek marek krawczyk