Czasami jest ktoś kto
potrafi
Ukoić serce i
spokojnie powiedzieć,
Bez emocji
To co matka, ojciec nie
potrafi
Wytłumaczyć prostym
słowem
Już nie sens życia,
Lecz rady udzielić
Co trzeba zrobić
Żeby się nie pogubić
W swoich wybuchowych
myślach.
Tak od serca bez
uprzedzeń
Jednak z poczuciem
obowiązku
Aby przetrwać grad
słów.
Nieraz naciśnie na
pedał
Nie patrząc czy mam
zapięte pasy
To nic, że jestem
posiniaczony
Gdy hamuje wyciszając
moje emocje.
Znamy się od dziecka,
Lecz wtedy były inne
zasady
Prawo pięści i
dzieciństw-ego cwaniactwa
Przyszło lato zmiana
szkoły
I już się nie myślało
O tym z kim się
zadawało
Byli inni tacy sami
Też byli młodzi.
Pewnego razu spotkałem
go na ulicy
To on mnie zaczepił
I stanąłem jak wryty
Takie biło od niego
dostojeństwo.
Od razu przyszło mi
namyśl
Co ja zrobiłem i kim
jestem
To nie możliwe
I wtedy zrozumiałem,
Ze życie potrafi
wyżłobić koryto
Do którego garną się
ludzie
Aby napić się wody
źródlanej
Dającej przetrwać
suszę.
Nie było czasu na
rozmowę
Zresztą hałas gwar
ludzi
Sprawił, że dałem mu
mój telefon
A on odwzajemnił mi
się tym samym.
Jeszcze na odchodnym
krzyczałem
Zadzwoń nie ważne o
której porze.
I wsiadłem do
samochodu i odjechałem.
Mijały dni mijały
lata
Miałem rodzinę,
przymnie byli najbliżsi
Jednak coś mnie
trapiło
Coś nie dawało mi
spokoju
Wreszcie zrozumiałem,
Ze przecież nie
potrafię
Swoje dzieci wychować.
To boli
Jednak zdawałem sobie
z tego sprawę
Czasy się zmieniły
Już mieliśmy
demokracje
I wtedy zacząłem
myśleć
Gdzie szukać pomocy
Otworzyłem stary
zeszyt z adresami
I zrozumiałem, że
wszyscy byli poza mną
Tylko On był wolny jak
zawsze
Zadzwoniłem serce biło
mi jak młot
Odbierze czy nie
odbierze
Zadałem sobie to
pytanie?
Odebrał i był taki
jakiego go pamiętałem
Nic się nie zmienił
po prostu był sobą.
Autor Jacek Marek
Krawczyk
Kraków
2015.11.12